MARKO-MANKA. CZ. 1
- qualityfashionblog
- 16 gru 2015
- 4 minut(y) czytania
Tak sobie siedzę i myślę o tym wszystkim, a mianowicie o moim życiu, upodobaniach, dotychczasowej karierze, w odniesieniu do mody, marek i handlu, potocznie zwanym retailem.
Tak jak mogliście przeczytać w moim bio, modą interesuję się od 12-roku życia, czyli to były zamierzchłe lata 90'te, do których dzisiaj wraca się z wielkim sentymentem.
Uważam, że po części dlatego, iż tęsknimy za tamtą swobodą, luzem i brakiem telefonów komórkowych, które przywołują nas w najmniej oczekiwanych momentach i zdecydowanie zbyt często.
Pamiętam jak jako dzieciak próbowałam coś projektować i przyznam, że wychodziło mi to nieźle, bo gdy narysowałam bluzkę na jedno ramię, a po jakimś czasie stały się mega trendem i były dosłownie wszędzie, byłam z siebie niezwykle zadowolona i czułam, że mam jakis "dar" wyprzedzania trendów. Żałuję, że takie cudownie dziecko ;-) (żarcik) jak ja nie zostało odkryte przez jakiegoś potentata modowego ;-)

fot. David La Chapelle, Lil Kim
Ach te programy o wielkiej, światowej modzie w latach 90'tych. Pokazy, które wtedy, były ogromnym wydarzeniem i wzbudzały nie lada zachwyt i podniecenie.
Patrząc z perspektywy dziecka ten świat jawił mi się jako niezwykła bajka, coś magicznego, niesamowitego, takie tajemne grono, do którego należeli tylko wybrańcy. Nikt sobie nawet nie wyobrażał wtedy takich freak'ów jak Kim Kardashian w pierwszym rzędzie, o ile w ogóle wtedy by ją wpuścili.
Andre Leon Talley, Suzy Menkes, nieżyjąca już Anna Piaggi- kolorowy ptak mody, Grace Coddington, Hilary Alexander, Glenda Bailey.




fot. Pinterest
Pokazy Versace, Thierry Mugler, Chanel, Dior, bezcenne jest też pamietać wielkiego dyktatora mody Karla Lagerfelda jako otyłego parysa, z nieodzownym wachlarzem przy twarzy ;-)
Kurcze, cieszę się, że wyrosłam w takich czasach i mogłam na to wszystko patrzeć, podziwiać i na tym kształtowałam swoje poczucie piękna, estetyki, jakości i stylu, który obecnie mam dość surowy i wybiórczy ale dzięki temu wiem czego oczekuję od produktu.
Moja mam zawsze chciała mnie ubierać na swoją modłę, co absolutnie mi się nie podobało, no bo jak jako 15-latka mogłam ubrać srebrne, bazarowe buty!? No mamo plisss! albo sweter ze srebrną, lureksowa nitką! których nie trawię na sobie po dziś dzień.
W swoim życiu przechodziłam różne metamorfozy stylistyczne, teraz żałuję, że nie mam żadnych zdjęć z tego okresu...
Na poczatki roku mielenijnego- Swear'y na platformie po kuzynce, bo nowe były strasznie drogie i rodzice nie chcieli sprostać moim marzeniom.
W 2005 roku, mieszkając w Szczecinie, miałam chyba jako jedna z pierwszych spodnie z niskim krokiem, które obecnie nie są problemem, a wtedy zwracały uwagę, oj zwracały.
Później przyszedł czas na ludowe motywy w nowoczesnej wersji, czyli czarne slimy-cygaretki (już wtedy!) biała, bluzka w stylu ludowym z gipiórowym wykończeniem, czerwone korale- koniecznie z Zakopanego, żadne fejki już wtedy nie wchodziły w grę i trzy paski w talii: dwa czerwone i jeden oryginalnie- góralski po środku.
Tak, wzbudzałam zainteresowanie i dobrze się z tym i w tym czułam, lubiłam swój styl.
Potem przyszedł czas na pin-up z obowiązkowym retro-lokiem z grzywki, krwisto-czerwoną pomadką i kocim okiem, do tego oczywiście stylizacje w tej samej stylistyce.
Kolejny- teraz się śmieję, że w wieku 25-lat zaczęłam się nosić jak nowobogacka 35'latka z amerykańskich filmów, odziana tylko w Ralph'a Lauren'a i Tommy'iego Hilfigera, dobrze dobranej kolorystyce: ecru, pudrowy róż, biel, czerwień z granatem. Do tego kucyk na głowie, estetycznie przewiązany sweter na ramionach. Wszystko markowe, bo już miałam możliwości.
W miedzyczasie była czerń, w której utonęłam po śmierci mojego taty, zresztą chciałam się w niej zatopić... Trwało to kilka ładnych lat i "sentyment" oraz szacunek do czerni mam po dziś dzień. Jest elegancka, szykowna ale tylko w dobrych tkaninach, niezmechaconych, niespranych, nieoblezionych kłaczkami- pamietajcie. Chyba najgorsze na świecie są te lajkry marnej jakości, które obecnie noszą laski świecąc tyłkiem bo dzianina jest tak cienka.
Była też inspiracja Marlene Ditrich i nosiłam futrzane etole na jednym ramieniu do slimowanych marynarek w tenisa.
Trochę się tego nagromadziło...
Teraz kiedy już jestem po 30'tce i pewnie nadal nie mam i nie będę miała stabilnego, jednego stylu, co kiedyś sobie wyrzucałam, a teraz się z tego cieszę bo mogłam wszystkiego spróbować, zarzuciłam wszelki pańciowaty styl i wolę styl rockowy, z domieszką lat 90'tych, czyli grunge i niekonwencjonalne dodatki i motywy.
Po przekroczeniu tego magicznego wieku mam większy dystans do siebie i do mody. Z biegiem lat poznałam również "smutną" prawdę, że moda to nie do końca czarodziejska kraina ale także biurokratyczna, czasami bezwzględna machina nastawiona na zysk, a zwłaszcza teraz kiedy nawet największe domy mody takie jak Dior czy GUCCI celuja własnie w takiego młodego, snobistycznego klienta, który tylko kupuje i zostawia czesto najwiekszą kasę w kieszeni koncernów odzieżowych.
A jak to się ma do jakości i mojego fioła na tym punkcie? A no tak, że zawsze starałam się wybierać rzeczy- bedąc bardzo młoda, które mają stetyczną fakturę tkaniny, później wszystkiego sama się uczyłam,czytając ksiażki, przeszukując internet o rodzajach tkanin, ich własciwościach, cechach i zaletach.
Dzięki temu wiem co wybierać, jak to się zachowa w użytkowaniu i co najważniejsze będzie mnie satysfakcjonować długi czas. Z tym ściśle się wiąże temat sieciówek, które brrr, budzą we mnie niechęć, raz, że w nich nigdy jakość nie idzie w parze z ceną, a dwa, te ilości szyte w setkach tysiecy zalewajace rynek badziewkami i koszmarkami, które potem widać na ulicach...
Ciąg dalszy nastąpi... :-)
Comentarios